piątek, 9 listopada 2012

Cokolwiek.


Byłam w domu. Od kiedy szumnie wyleciałam z gniazda, wracam tam tylko na kilkudniowe wizyty. Tym razem była dłuższa potrzeba – tydzień łódzkiego życia, to jak tydzień w zupełnym zawieszeniu. Lubię to głównie przez wzgląd na rodzeństwo, ono nigdy na mnie nie zaczeka z pierwszym dniem w przedszkolu, z pierwszym wybitym zębem, z pierwszą wielką miłością. Przez studia w innym mieście strasznie dużo mi umknęło i ich naiwne pytania "a czemu mieszkasz tak daleko? możesz mieszkać z nami, możemy spać przecież razem"        są wyjątkowo... trudne.

Mój 5 latek: K. bo ja to się chyba zakochałem...
Ja: (czuję, że to poważna rozmowa więc 100% powagi) Naprawdę? To wspaniała wiadomość!
On: Ale wiesz co jest najlepsze? Że ona tez mnie kocha! To teraz chyba weźmiemy ślub.
Zdecydowanie ślub to świetny pomysł ;)

Wstąpił we mnie kuchenny demon, odkryłam, że dynia jest zjadliwa, tworzyłam placuszki, zupki, deserki, przekąski. Nie wiem co mi odbiło. Ja przecież NIE umiem gotować, nikt nie miał nawet co do tego wątpliwości, a tutaj proszę – ponoć zjadliwe, ponoć pyszne, ponoć robić więcej. Świat stoi na głowie. Ostatecznie i tak wolę skalpel niż kuchenną łyżkę - nie jest tak źle. 

Odkopałam wczoraj na dysku cudowny, absolutnie uroczy i urzekający film (Listy do M.)  Przez niego reszta dnia upłynęła mi na wybieraniu ozdób choinkowych – w tym roku wygrały renifery z kokardą na szyi, same czerwono-białe akcenty, wszystko drewniane żeby kot nie stłukł. Aha, i czemu ja do tej pory nie wiedziałam, że uwielbiam młodego Stuhra? ;)
Będzie fajnie, będzie pięknie. Gdzie ten śnieg?! Odbiło mi świątecznie!



Wyznaczyli mi krakowskie liceum w którym mogę poprawić maturę.Z chemią raz się lubię raz nienawidzę. Z tęsknoty wróciłam nawet do czytania notatek ze studiów, wszystko co medyczne i w zasięgu ręki nie jest bezpiecznie. Mało mam do tego cierpliwości oj mało. 

Czy wie ktoś COKOLWIEK o pacjentach? Jakichkolwiek? Tęsknię za nimi...


sobota, 13 października 2012

Feels like the end.

Plan zakłada powrót do codziennego biegania. 
Nigdy nie znalazłam nic skuteczniejszego do wywalania z głowy tony bzdur niż wysiłek fizyczny.  No więc idę, park niedaleko to można pohasać. I co widzę, same babki biegają! 
Co się stało z facetami, spoconymi, biegającymi stadami w tych swoich seksi dresach? 
Gdzie oni są, ja się pytam? Jak mieszkałam niedaleko Wisły to widywałam ich tony, czyżby nie lubili biegać w parkach? 

Bieganie pozbawiło mnie kilku 'kilogramów', tu i ówdzie. Grunt, że głowa lżejsza. Szkoda tylko, że za chwilę znowu zabronią mi oddawać krew bo nie będzie już magicznych 50kilogramów na wadze. Jak już łeb czysty to należało dokończyć pewne sprawy. 
Byłam w Gabinecie. Zabrać swoje rzeczy i w sumie ostatni raz rzucić okiem na to wszystko, szkoda... Bardzo się gimnastykowałam żeby żadnego mojego pacjenta nie spotkać, niestety nie udało się:

Pacjentka: O, K.! Dawno Cię nie widziałam, co Ty na korytarzu zamiast w gabinecie?
Ja: Eeee... wie Pani, dzisiaj w eeee.... prywatnej sprawie...
Pacjentka: Mhm... rozumiem, w takim razie życzę Ci powodzenia  i dziękuję za opiekę.
Ja: Dziękuję. Dużo zdrowia, do widzenia. 

I znowu udaję, że mnie to nie rusza, a rusza. 
Na koncie bankowym zostało jeszcze coś z ostatniej Gabinetowej wypłaty. Czyszczę je do zera i wszystko wysyłam na Dzielnego Dwulatka. Leczą Go w moim znienawidzonym Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym na Prokocimiu - jaki ten świat mały.

Codziennie próbuję pokochać chemię - w końcu to od niej zależy moje przyszłe studiowanie. Jak nieprzerwanie mocno zazdroszczę ludziom którzy wszystko z niej rozumieją i cały materiał mają w małym palcu, serio, chyba Was wszystkich nienawidzę. Boję się, że się nie dogadamy, myślę nawet, że z tej chemii niezła franca jest, a wracanie do maturalnego sposobu nauki pod klucz przyprawia mnie o mdłości.

Ale... grunt, że codziennie do przodu!



poniedziałek, 1 października 2012

Big Change.

Jestem ciężko uzależniona od planu działania. Tak.
Wielki Plan zaczął się o północy, mamy 1 października 2012 - czas na zmiany.



'Jestem zbyt nisko by spadać.'

środa, 19 września 2012

Au revoir.

3 w nocy, siedzę na łóżku i myślę 'co ja kurwa robię'?
Chirurgiczna przygoda skończyła się równie nagle jak się zaczęła.

Chirurg: K. tak sobie obserwuję i myślę, że pielęgniarek  do pracy w gabinecie to ja znajdę dużo, Ty przydasz mi się bardziej do czegoś innego.
Ja: Jeśli nie ma tam codziennego trzymania skalpela w ręku, nie wchodzę w to.
Ch: Nie ma... ale to praca z 'papierem pacjentów' - z tego będą publikacje.
Ja: Papiery mnie nie satysfakcjonują...

Jak daleko zajadę na takim charakterze?
Nie chcę żyć pośrednimi rozwiązaniami, a to bardzo komplikuje sprawę.
Nie umiem żyć bez pacjentów i namacalnej medycyny.
Nie umiem, nie chcę i nie będę, zatem od dzisiaj dołączam do szanownego grona bezrobotnych w tym kraju. 'Cześć! Jestem. K. nie mam pracy bo albo pacjenci albo nic'.
Taaak... świetnie, naprawdę, powodzenia.




poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Too much?

Większość z tak zwanych 'spektakularnych pacjentów' we wszystkich innych miejsca została zakwalifikowana do amputacji. Ludzie z którymi pracuję zmieniają te kwalifikacje i dają im dalsze względnie normalne życie.
Statystyki brzmią jednoznacznie: od czasu założenia Gabinetu nie amputowali nikomu nogi. Niestety każdy z nas wie, że ten stan nie będzie trwał w nieskończoność.
Podarowane dzisiaj 'drugie życie' nie będzie trwać wiecznie i wtedy zdarzy się czas kiedy w ciągu miesiąca amputują 3 kończyny dolne i poważnie zwątpią.
Wiemy o tym już dzisiaj, często o tym rozmawiamy i czekamy.

Pacjenci nie słuchają, chociaż te perspektywy nigdy nie są przed nimi ukrywane.
My przy każdej wizycie dokładamy wszelkich starań by ten czas oddalić, ale to my (póki co na pewno nie ja) okazaliśmy się tymi którzy ochronili ich od kalectwa.
Teraz powstają ogromne wymagania i oczekiwania by ten stan utrzymać. 
Nie uda się, będzie żal i zawód. 
Bo było dobrze, więc czemu nie można tego stanu zatrzymać na zawsze?

Czy można się starać za bardzo?
Można się po prostu starać, wtedy na pewno smak porażki gorzej smakuje, 
ale ja nie lubię słodkiego...


 

czwartek, 9 sierpnia 2012

Seven days.

Po pierwszym tygodniu pracy stwierdzam, że chcę więcej i więcej.
Za mną już pierwsze oficjalne dezaprobato-zdziwienie pacjentów.

Pacjent: Pani tutaj odbywa praktyki, tak?
Ja: Nie proszę pana, ja tutaj pracuję.
P: Jak to?! Niemożliwe. Ile pani ma lat? Pani jakieś studia skończyła w ogóle?
Ja: Skończyłam pielęgniarstwo ma Collegium Medicum, obroniłam się miesiąc temu.
P: To pielęgniarstwo jest kierunkiem na studiach? Coś takiego...

Codziennie coś mnie zaskoczy, codziennie widzę jak ogromnie dużo muszę się nauczyć.
Codziennie jest mi wstyd - przed samą sobą - że studia nas do niczego nie przygotowały.
Codziennie tego nie rozumiem. Chirurg wyjeżdża na urlop. Wtedy nadrobię wszelkie zaległości z klinicznych i anatomicznych zagadnień, chociaż już wiem, że wystarczy jeden dzień w pracy by powstały nowe.


Chirurg do Pacjenta: Widzi Pan, nowy narybek sobie szkolę.
Pacjent: No widzę, widzę właśnie. A to jest narybek natury pielęgniarskiego czy eee... konowalskiej?
Chirurg: Dobre pytanie. K. jest jak... hybryda!

Bo kim jest pielęgniarka poprawiająca maturę by iść na medycynę?


Hybryda.

niedziela, 5 sierpnia 2012

Uzależnienia.


Ostatnio z wielką 'ambicją' postanowiłam nauczyć się palić papierosy.
W końcu w życiu wszystkiego spróbować trzeba. 'Wciąga się tak? A wypuszcza tak?"
Aha, świetnie, czuję tylko, że szybciej szła mi nauka zakładania venflonów niż to.
Jeśli mam przy tym stale wyglądać jak idiotka która nie wie jak trzymać papierosa w ustach, to dzięki.
- K. naucz się w końcu pić kawę.
Nie. Przez całe studia nie wypiłam ani kubka, tak ma zostać. Od stycznia wielkim uzależnieniem była wspinaczka, ale teraz jest na nią przymusowa przerwa.

Więc idę do pracy, otwieram Gabinet garścią kolorowych kluczy - ten to Blue Mountain, a ten Green Forest, jest jeszcze Yellow Submarine i Purple coś tam.
Pudełko z gipsem - z najmodniejszym w tym sezonie różem. Szafa z milionem nowoczesnych opatrunków, cała półka do kompresjoterapii, bandaże, pęsety, skalpele. Wszystko ma nazwę co najmniej jak z japońskiego. Jak dla mnie póki co to 'no wiesz, to przypomina plaster miodu' 'tamto przypominało wełnę do ocieplania budynków' 'a ten bandaż milszy niż skarpeta!' W tydzień pracy widziałam więcej niż na całych studiach.
Wisienką na torcie sobotniej pracy było wycinanie martwicy aż do ukazania się ścięgien.
Obstawiam, że nie zapomnę tego widoku do końca życia.

Chirurg: K. jest problem...
Ja: Oho, jednak mnie zwolnią. Wiedziałam, że praca jak z bajki nie potrwa za długo.

Ch: Bo Ty za młodo wyglądasz. Jak dla mnie wszystko super, tylko w tym swoim chirurgicznym fartuszku (podwójne XS, w którym wyglądam jak w piżamie) i tenisówkach wyglądasz co najwyżej jak 17 latka!
Ja: Doktor! Niezły komplement Ci się udał ;)
Ch: Komplementy, komplementami, ale musisz sobie kupić fartuch 'starej pielęgniary' to Cię postarzy.
Ja: O nie ma mowy!



Także jutro idę zakupić nowe image. Tylko co ja mam kupić?!
Mam swoje uzależnienie - pracę.

środa, 1 sierpnia 2012

Upgrade.


Z wielkim hukiem wlazłam w tak zwane 'dorosłe życie'. To ponoć ten moment kiedy po studiach (jakimś cudem) znajdujesz pracę i masz zamiar z niej wyżyć. No, dość ambitny plan patrząc na wysokość średniej krajowej, ale studencki żołądek wytrzyma każdą dietę.
Lecę, pędzę, zapierdalam - w końcu to pierwszy dzień w pracy, niewiele brakuje a coś rozjedzie mnie na skrzyżowaniu i nawet do niej nie dotrę.

Ja: Profesjonalnie wyglądam?
Chirurg: Oprócz tego, że jesteś jedyną osobą na świecie która pracuje ze mną w tenisówkach to absolutnie tak.
W takim razie Show Must Go One! Wołam pacjentów.

Pacjent: O! Doktorze, nic doktor nie mówił, że szuka kogoś do pracy, cóż to za zmiany w składzie?
Chirurg: Nie szukałem, sama się znalazła. K. jest jak nowszą wersja Windowsa, a każdy wie, że nowsze jest lepsze.

Czuję, że póki co to bardziej jak wersja demo, ale może nie było tak źle.
Wracam do domu, kot opiernicza mnie od wejścia - 'gdzieś Ty była? No gdzie kolacja?' - mówią jego oczy. Na zegarze po 23. Gdzie mój kalendarz z pracą domową na dziś?
Gruntowna (!)  powtórka z anatomii kończyny dolnej (bo z tego co widzę, nic nie wiem) i opracowanie osteopatii Charcota pożegnały mnie o 2.30.
Leżę w łóżku, wędruję z jednego brzegu na drugi, za szybą nieprzyzwoicie cicho i ciemno,
a ja mam ochotę otworzyć okno i wydrzeć japę, że to był najlepszy pierwszy dzień w pracy na świecie.




Nie śpię od 7.00, nagle kocham anatomię i mam moc do przenoszenia gór.
Od dzisiaj mów mi 'Nowsza wersjo Windowsa'.


wtorek, 17 lipca 2012

Seriously?!

Kraków. Godzina 5.15. czasu środkowoeuropejskiego. Tup tup tup.
Ona: K. bo ja to się już wyspałam... - wypowiedziane ze słodką miną 9 latki.
Ja: (W głowie jedynie: Are you fucking kidding me?) Uhm... rozumiem...


Wakacje z młodocianym rodzeństwem czas rozpocząć!
Podsumowanie dnie:
Zoo, lody, 'Kulkowo' (?!), lody, sklep zoologiczny, lody, milion gier planszowych za mną.

Ale generalnie żyje się cudnie!


wtorek, 10 lipca 2012

Lic. piel.

Po 4 godzinach czekania na swoją kolej słyszę Głos Wielkiego Brata:
- Pani K. zapraszamy.
Też mi zaproszenie, bywałam na ciekawszych imprezach!
- Oceny takie wysokie, o fiu fiu, temat taki oryginalny och i ach. 
No nie wiem co powiedzieć więc się przypierdolę. Ha!
Spoko w sumie wszystko jedno, te studia już niczym mnie nie zaskoczą.


Od dzisiaj mam wykształcenie wyższe i co z tym zrobię?
No cóż, najwyższy czas powtórzyć maturę!
- Drogi Świecie jestem 'Bakłażanem'!
Kurwa... I don't want to live on this planet anymore...
Idę malować paznokcie, dzisiaj czerwono-granatowe fantazje w smaku Somersby.


poniedziałek, 2 lipca 2012

Tik tak, tik tak.


Myślę sobie, że czas strasznie zapierdala i zawsze na końcu drogi robimy zdziwione oczy z wyrazem 'to już, naprawdę, to koniec?' Nie jest inaczej i tym razem.

Dostałam dzisiaj pracę.
U świetnego chirurga którego poznałam na praktykach. Szukał mnie przed 2 miesiące po całej uczelni, w końcu znalazł:

Ja: Ale panie Doktorze, Pan się rozczaruje, my tuż po studiach niewiele umiemy z zakresu pana specjalizacji... powiedziałabym NIC nie umiemy...
Chirurg: K. to ja Cię szukałem, nie Ty mnie. Ja wiem co Ty potrafisz, dla mnie temat skończony.
Ja: To od kiedy zaczynam?
Wracam przez park i podskakuje z radości jak krasnal na haju, w tramwaju przysiada się chłopak a ja z całych sił powstrzymuje się by nie klepnąć go w ramię i wykrzyknąć do ucha 'wiesz co?! Dostałam pracę, a jeszcze studiów dobrze nie skończyłam!”.
Ostatecznie udało mi się powstrzymać, ale było ciężko.
Co znaczy jednak, że ludzie widzą i doceniają. Nowość w Ujotowym życiu.
Jak pierwsza radosna faza za mną to z hukiem słyszę pukanie pod czaszką:

- K. na pewno będzie Cię pytał o tony nowoczesnych opatrunków o których Ty nawet nie słyszałaś! Dziewczyno, Tobie przez 3 lata nie pozwolili podać morfiny pacjentowi, z czym Ty do ludzi?!
- Kurwa... rzeczywiście, ja naprawdę nic nie wiem. To co teraz?
No i dobra, radocha minęła, bo nie umiem pozbyć się chłodnego uczucia, że jak jest dobrze, to coś musi się zepsuć. Ot tak, oczywista zależność w moim świecie. Szkoda...

Za 9 minut mam urodziny, co prawda pierwsze wyprucie mordy popełniłam o 9.45, ale uznajmy, że północ to czas kiedy już można zacząć świętować. Rany, jak ja nie cierpię urodzin. Jutro tona nic nieznaczących słów, milion beznadziejnych życzeń. Urodziny są do dupy, czemu miałabym świętować, że został mi rok życia mniej? 365 dni mniej z M.? 12 miesięcy mniej czasu do zrobienia wielu, WIELU rzeczy! No czemu? 

No, to happy birthday!
Oto co sprezentuje sobie na  urodziny - skończyły się studia, więc czas się czegoś nauczyć! ;)



piątek, 29 czerwca 2012

Ostatnie zaliczenie.

Docent okazał się łaskawy i randka skończyła się zaliczeniem ;)
To był ostatni egzamin na studiach, ostatni wpis w indeksie i ostatni stres.

Teraz siedzę i wklepuję pracę dyplomową do systemu.
Po angielsku temat brzmi tak mądrze, że sama nabrałabym się na wysoką jakoś merytoryczną w środku.
Wyznaczyli nam datę ścięcia - 10 lipca, samo południe, 3 doktorki w komisji i ja.
Będę tam i oficjalnie zakończę moją przygodę z UJotem i alleluja!
Jeśli kiedykolwiek dorobię się dzieci niech wiedzą, że zabronię im tam studiować.



Siedzę i nie wierzę, ale się wszystko pozmieniało...



środa, 27 czerwca 2012

Poranna randka.

Za wcześnie wypowiedziane 'nie chcę mieć z tą uczelnią nic wspólnego' sprezentowało mi poprawkę z najgłupszego przedmiotu... POZ welcome too.
Kobieta legendarnie nieprzychylna studentom, do tego stopnia, że zupełnie na bok odłożyłam podręcznik na jutrzejszą ostatnią ustną psychiatrię z docentem
(bo jedna, pisemna, to byłoby za mało ;))
Kobieta rzuciła testy z wyrazem oczu 'piszcie co wiecie i won mi z oczu!' tośmy napisali.
Wstępnie dwie osoby, tydzień przed końcem studiów, pożegnały się z obronami w tym roku - no comments.

Teraz doktorze Haitzmanie bądź tak miły i daj się zaliczyć...
Jaka szkoda, że termin randki - jutro 8.00, ja tam wolę w nocy!



piątek, 22 czerwca 2012

chUJot

Zdane i mam wyjebane.
Nie chcę mieć z tą uczelnią nic więcej wspólnego.
A jeśli kiedykolwiek zmienię zdanie, proszę mi przypomnieć ten dzień.



wtorek, 19 czerwca 2012

Anestezjologiczne Urojenia.


W czym rozpuszczamy amiodaron? Co charakteryzuje hipoksemię? Przy jakich zaburzeniach rytmu stosujemy kardiowersję, a kiedy defibrylacje? Jakie są wskazania do hemodializy? Czym jest konikotomia? Kiedy mówimy o częstoskurczu nadkomorowym?
Na co ma wpływ obniżenie rzutu serca we wstrząsie kardiogennym? Fałszywym stwierdzeniem jest... a prawdziwym nie jest...
Łeb Ci pęka i jesteś pewien, że nic mądrego nie napisałeś.
Cała nauka przybrała wygląd Anestezjologicznego Potwora z Wielkimi Kłami i Kosmatym Ryjem. Trudno, przyjdzie się spotkać we wrześniu. Waham się czy Anestezjologia i Intensywna Terapia zdetronizowały, jak do tej pory, najtrudniejszy egzamin z Pediatrii. W wielkim wahaniu loguję się do USOS'a i oczom nie wierzę. Zaliczone! Potwór stał się nagle malutkim i uroczym stworzonkiem, zęby gdzieś zgubił, a odpowiedzi na pytania stały się jasne. Czyli nie poszło tak źle. Czyli poszło całkiem dobrze.

Jeszcze tylko psychiatria. TYLKO? Rodzaje urojeń śnią się po nocach, halucynacje nie odstępują na krok. Hej, może to idealny czas na rozpoczęcie terapii u psychiatry? Może, jednak w sesji nie ma na to czasu bo już dzisiaj rano była wielka odsłona psychiatrycznej wiedzy. Dobra, dawajcie te miliony pytań o dziwnej treści, chcę mieć to za sobą. Zobaczyłam i myślę... nie można tego nawet wyzwać od potwora, za mało w tym logiki. 
No cóż...

- Kto miłosiernie zostanie i pomoże sprawdzać testy?
- No, zostanę, przynajmniej dowiem się jak stoją (albo leżą) moje wrześniowe plany. 
- Po półtorej godziny... A jak Alojzy, B jak Barnaba, Ce jak hmm... Celinka!, D jak Danielek... Pani K. Zaliczone, gratuluję.
 
Psychiatria pozwoliła się zaliczyć w pierwszym terminie. Z tej okazji już więcej złego słowa na nią nie powiem. Obiecuję uroczyście.


W oczekiwaniu na ostatni wynik z egzaminu z POZ, oddaję się złowieszczym wizjom piątkowego dyplomu na chirurgii. Przysięgam, jak ktoś będzie mi zadawał pytani z serii 'jaką datę ważności ma ta igła?' zabiję. Amen.



czwartek, 14 czerwca 2012

The End.

Pięć tysięcy dwieście godzin praktyk szpitalnych dzisiaj dobiegło końca.
Na pierwszym roku praktyka pielęgnacyjna i caaałe wakacje na boskiej angiologii.
Drugi rok to 'nigdy nie za wiele geriatrii', mająca wpłynąć na przyrost naturalny ginekologia i położnictwo, niezapomniana opieka paliatywna, koszmarna pediatria i niekończąca się interna. Trzeci i ostatni rok pieścił nas przewrotną neurologią, arcy nudną rehabilitacją, świetną intensywną terapią, depresyjną psychiatrią i ukochaną chirurgią oraz stale i niezmiennie pediatrią i interną.

Dwa lata witania się z łóżkiem po 2.00 i wstawania o 5.30.
Setki poznanych osób, tysiące historii, miliony słów i uczuć.
Lekarze, w większości bardziej życzliwi i pełni zrozumienia niż pełne jego braku pielęgniarki. Pacjenci w milionie odcieni, lubili, denerwowali, złościli, tęsknili.
Był pacjent M. który pozwolił się przywiązać i umarł, nie czekając, nie uprzedzając, zostawiając wielką dziurę. Jest pacjent D. czy nie zrobi mi tego samego?

Ktoś mi kiedyś powiedział, że 'jestem sterowana muzycznie'.
Jestem, bo w podróży o 6 rano w stronę szpitala, codziennie towarzyszyło mi SZYBOWANIE!
Inaczej przez dwa lata na pewno kiedyś bym tam nie doleciała...


'Maybe I'm a different breed
Maybe I'm not listening
So blame it on my A.D.D

Sail!'

 

niedziela, 10 czerwca 2012

Suprice.

A gdybym tak powiedziała, że na dyplom wylosowałam chirurgię?
I, że mój charakter prawdopodobnie zapewnił mi pracę z poznanym na praktykach chirurgiem,  uwierzyłby w to kto?
Ja nie. A tak jest!

W ramach piłkarskich statystyk:
Sesja 2:0 dla mnie, jeszcze trzy mecze i Wielki Finał.

piątek, 8 czerwca 2012

Losowanie ostateczne.

Idę losować.
Tylko niech Ci na górze, nie podrzucą mi kartki z napisem 'PEDIATRIA'.
Pełznę losować.
Bo im bliżej Instytutu tym kroki wolniejsze.
Będę losować.
Oby chirurgię...

wtorek, 5 czerwca 2012

Psyche.

Niby wszystko do przodu, ale jakoś tak stoi w miejscu.
Psychiatria szarpie mózg jak nic innego.
Jak bardzo trzeba cierpieć żeby człowiek realnie chciał się zabić?
Trzymasz Ich za rękę, patrzysz w przerażone oczy i powtarzasz jak mantrę: że są tutaj by im pomóc, uśmierzyć ból umysłu, uspokoić, że tutaj mogą poczuć się bezpiecznie, że tutaj wykwalifikowany personel nie pozostawi ich samym sobie.
Patrzą, słuchają, mówią, że się boją. A Ty boisz się razem z nimi, a może bardziej.
Ty jesteś za nich odpowiedzialny, to Twoje słowa albo pomogą albo skrzywdzą.

Uczysz się miliona definicji opisujących stany kliniczne, rozpoznania, patologie.
Poznajesz dziesiątki leków, terapii, form pomocy, zajęć, odpowiednich słów i gestów.
A to wszystko wyraża tylko wielką pierdoloną niemoc z Twojej strony.

Psyche z greckiego oznacza duszę. A moja dusza nie lubi psychiatrii.


poniedziałek, 28 maja 2012

Głupi ryj.

L: Przeglądałem zdjęcia z naszej ostatniej wspinaczki.
Ja: I jak wrażenia?
L: No takie, że jak kiedyś rozbijesz ten 'głupi ryj' to się skończy.
Ja: Doprawdy interesująca wizja ;P

O dziwo ryja i tym razem nie rozbiłam, może następnym się uda.
Kolejna skała za mną, na pamiątkę poobijane kolana i zakwasy na cały tydzień.
Wracając zaliczyliśmy Zamek w ruinie, gdzie przyszła elita wspinaczy polskich musiała wleźć na samą górę, by na szczycie stwierdzić 'jak się stąd kur*** schodzi'? Tyle turystyki.


Na uczelni króluje Neurologia. Jak dla mnie Neuro-Sreuro. Dziś nie mam na nią chęci.



sobota, 26 maja 2012

Krakowski Rynek welcome.

Studia, tak naprawdę nie mające zbyt wiele wspólnego ze studiowaniem, skutecznie uniemożliwiły mi zobaczyć w jakim wspaniałym mieście mieszkam.
Absolutnym zdziwieniem dla całej ludzkości był fakt (że po całym tygodniu pracy w szpitalu plus zajęć które nie rzadko odbywały się po nich, w godzinach popołudniowych) w piątek wieczorem kiedy każdy szanujący się student odbywał pielgrzymkę po nocnych klubach, my grzecznie wracaliśmy do domu marząc o łóżku.

Wczorajszy dzień, w zamyśle, niewiele miał się różnić. Jednak poróżnił i zamienił nas w gimnazjalne dziewuchy krzyczące jak to świetnie się bawią na koncercie. Muzyka która nas przyciągnęła na Rynek, okazała się występem świetnej krakowskiej kapeli, która pożarła nam skutecznie cały wieczór doprowadzając do bólu gardła.
Zostawiam chłopaków, którzy (nie)stety milion razy lepiej grają na żywo, co ostatecznie działa mobilizująco na tyle, że szukałam już przyszłego koncertu ;)

Pozytyw - Labirynt

Świetny piątek, na zakończenie świetnego tygodnia
- rozwaliłam Chirurgię, na 4 - jednak to miłość.


piątek, 25 maja 2012

Zakochałam się.

Urządzili nam zajęcia z Anestezjologii w jednym z lepszych szpitali w mieście. Złowieszcze legendy mówią, że 'tylko najlepsi są godni tam pracować'. Żwawym krokiem stawiamy się na oddziale, tam od razu wydelegowali nas na blok operacyjny. Mnie powtarzać dwa razy nie trzeba! Trafiam na 'salę pod palmami' (od nazwy konwencji obrazów która w każdej sali jest inna). Czyżby palmy miały przynieść mi szczęście w życiu?
Atmosfera na sali co najmniej ciężka, powietrze można kroić nożem - szkoda - myślę, nic się nie dowiem, bo humory grobowe.

Operacja krytycznego zwężenia zastawki aortalnej, powstałej na skutek wady wrodzonej, którą była dwupłatkowa zastawka aorty. Brzmi skomplikowanie, ale to najpiękniejsze zdanie jakie w życiu słyszałam!

Raz kozie śmierć - Panie Doktorze, nasunęło mi się pytanie, czy można?
Mina pana Doktora bezcenna, czyżby studenci nie pozwalali sobie na zadawanie pytań podczas operacji? Nie, chyba nie.
- (Z oczami zdziwionymi jakby zobaczył kosmitów) Słucham pytania.
- Jaką żywotność ma zastawka która pan Doktor wszczepił? Czy trzeba będzie przeprowadzić podobną operację u pacjentki w przyszłości, w celu wymiany jej?
- ( Oczy mu pojaśniały, więc chyba nie będzie morderstwa na studencie) Proszę pani, to jest świetne pytanie, w końcu na moją salę trafia ktoś kto potrafi sensownie mówić!
Ja pani wszystko opowiem...

I opowiedział, a ja się zakochałam. Nie w doktorze, w kardiochirurgii. ;)

Miłość do pierwszego wejrzenia (w otwartej klatce pacjenta) trzeba było jakoś uczcić.
Padło na oddawanie krwi. Wyniki badań były dobre, ciśnienie jak zwykle z kosmosu, a waga ledwo ledwo akceptowalna, ale pani doktor dała pozwolenia. Po wbiciu w łapę igły o średnicy wkładu do długopisu poczułam, że żyje ;) stanowczo w tamtej chwili nie dało się poczuć nic innego. A kiedy pielęgniarka podała mi kartkę z potwierdzeniem oddania krwi moim oczom ukazał się obraz nieco jak z filmu.
Grupa krwi 0 Rh - Jaki kurde minus?! Całe życie miałam plus! Z ciężką konsternacją dzwonię do domu z pytaniem czy jednak mnie nie adoptowali. Twierdzą, że nic o tym nie wiedzą i to musi być pomyłka w centrum.  Nie mniej prosili bym oddzwoniła jak się dowiem jaką grupę krwi mam rzeczywiście. Nie ma to jak rodzina ;D

Najlepszy dzień w moim życiu ogłaszam za zakończony.
Dzięki Ci kardiochirurgio, że jesteś, jeszcze się spotkamy!


I dobranocka. Enjoy!

Minimalnie inwazyjna wymiana zastawki aortalnej.

środa, 23 maja 2012

Chirurgio...

... Ile Cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
komu daleko do egzaminu!

Nie wiem kto kogo bardziej dzisiaj męczy, ja chirurgię, czy ona mnie.
Książki z listy podstawowych skutecznie zastąpiłyby broń masowego rażenia na wypadek wojny, a w codziennym życiu śmiało można nimi komuś łeb urwać.
Na początku nauki wierzyłam, że Wielka Miłość do tego przedmiotu zapewni mi skutecznie zaliczenie. Przecież to miłość doskonała - myślałam. Czysta, szczera i oddana.
Takiego! Moja ukochana dała się poznać z najgorszej strony (łącznie z urazami odbytu) i dzień przed egzaminem sieje wizję zgrozy i II terminu. Rumieńców sprawie dodają mroczne testy, które wędrują po roku, nikt nie wie skąd się wzięły i dla kogo je pisali, tak oto wieczór urozmaicały mi zagadki typu:


U chorego z zażółconymi powłokami stwierdzono stężenie bilirubiny 21 mg%, hemoglobinę 8,5 g% oraz wydłużony czas kefalinowo-kaolinowy. W badaniu przedmiotowym stwierdzono wyczuwalny, niebolesny guz w rzucie pęcherzyka żółciowego. Należy myśleć przede wszystkim o:

a. kamicy pęcherzyka żółciowego

b. raku ogona trzustki

c. raku dwunastnicy

d. raku głowy trzustki

e. ostrym zapaleniu trzustki 

Nadal jednak wierzę w wielką miłość do chirurgii (i zaliczenie z egzaminu), inaczej przyjdzie mi zostać medyczną singielką. ;) Jeszcze tylko powtórka do zajęć z anestezjologii na jutrzejszy blok i au revoir, niezmienna tradycja snu od 3.00 nie zostanie zburzona. Tak się przed końcem tych studiów motam, kochać je czy nienawidzić?  ;)



sobota, 12 maja 2012

Ghosts That We Knew.

Oszalałam dla tej piosenki.
Ja: Może puścimy ten utwór na Naszym ślubie?
M: Nie, zaprosimy zespół - niech Nam zagrają.
Ja: Dobra, tylko ja nie chcę ślubu. ;)




'You saw my pain, washed out in the rain
Broken glass, saw the blood run from my veins
But you saw no fault, no cracks in my heart
And you kneel beside my hope torn apart
'


czwartek, 10 maja 2012

Bo fajnie jest!

Za 2 miesiące o tej porze będzie po studiach, wszystkich ogarnie wielka fala postudenckiej depresji i brak chęci do życia. Jasne, że przez cały czas na nie narzekamy - taki niepisany obowiązek, ale zajmują nam czas, umysł i ciało a to cholernie przydatna sprawa.

Niezapomniana interna i wieczny zapach nieświeżych łóżek które w swych czeluściach pochłonęły pacjentów. Znienawidzona pediatria i to wcale nie z winy wiecznie rozkrzyczanych dzieciaków - o pomstę do nieba woła skład personelu na takich oddziałach - stare flądry, starsze flądry i te zupełnie stareeee FLĄDRY.
Neurologia łapiąca za serce, rehabilitacja nudząca duszę, niechciany POZ, czy stresująca intensywna terapia. Ukochana chirurgia i ubóstwiany blok operacyjny, razem 5 200h szpitalnych praktyk w trzy lata studiów.
Kochać czy nienawidzić? Odpowiedź jest prosta. Bierz co chcesz, resztę zapomnij.

Iść do przodu.

Na wieszaku wisi brązowa skóra, jak z motocyklowego klanu zbirów - brakuje tylko motocykla. Kupiłam też kieckę, M. okrzyknął, że rodem z cygańskiego taboru i nie może jej przeżyć, mnie się podoba. Czasami się wkurwiam, często złoszczę, ryczę ze śmiechu, kocham, ale jest fajnie. Cholera, jest fajnie!!!


czwartek, 8 marca 2012

Free day.

Dzisiaj wolne od szpitala. Telefon nie darł mordy o 5.30, nie było jazdy autobusem pełnym sennych widm. Zegar biologiczny co prawda nie pozwolił pospać dłużej niż do 7.30, ale niezawodne 'poduszka na głowę i jedziesz' dało przeciągniecie drzemania o godzinę.

Kot wskoczył na łóżko, sprzedał M. liza w nos i z donośnym miaaaau oświadczył, że czas rozpocząć dzień.

Ja: On codziennie Cię tak budzi?
M: Tak, to znaczy, że czas wstawać.

Fiu, fiu, niezłe rzeczy mnie omijają każdego dnia - myślę. Siadam na łóżku z fryzurą błagającą o przyjaźń z grzebieniem i zamieniam się w obserwatora.
M. w gaciach z supermenem maszeruje do komputera i włącza... jazz?
Przecieram oczy ze zdumienia, kot siada przy klawiaturze i z radosnym mrrrr, oświadcza, że wybór padł na niezły kawałek. Czy ja na pewno dalej nie śpię?

M. zaczyna podśpiewywać, a kot biega jak szalony. Godzina 9.00 na zegarze.
O tej porze, w normalny dzień jestem na nogach już od prawie 4 godzin i zbliża się czas na przerwę. Pacjenci wykąpani, przebrani, łóżka prześcielone, leki, iniekcje i inhalacje podane, wszyscy po śniadaniu. 9.00 to godzina chwilowego oddechu, tymczasem u mnie w domu 9.00 to czas radosnego jazzu i machaniem tyłkiem.

Rany, trafiłam na prawdziwe kawalerski dzień, w moim własnym domu!
Niesamowite. Dobrze tak czasem mieć wolne w środku tygodnia. ;)

wtorek, 6 marca 2012

Rejtan pieprzony.

Wczoraj wieczorem.
- Ta kobieta to uważa chyba, że wstaniesz jutro przed 7 i będziesz się uczyć na jej durne dwudniowe zajęcia.
- Tak chyba uważa, no cóż to będzie niechybnie zaskoczona, mam to w dupie! (wypowiedziane niczym Rejtan rozdzierający swe szaty)

Dzisiaj, 7 rano.
Biiip... biiiip... biiiip...
M: Co Ty robisz?! Masz dzisiaj popołudniówkę!
K: Tak, ale muszę się jednak CZEGOŚ nauczyć.

Kurwa mać i gdzie ten Rejtan, co?

czwartek, 23 lutego 2012

Być kobietą, być kobietą nanana...

Kradną nam serca, rujnują portfele, psują kręgosłupy i zawracają głowę.
Kochamy je, pożądamy i uwieeeeelbiamy mieć największe ilości!

- Jak skończę medycynę po szpitalu będę się przechadzać w czerwonych szpilkach.
- Wiesz... Będziesz się prezentować jak niezły kawał zdziry.
- No cóż, jakoś swój charakter trzeba wyrazić, nie? ;)

Do czasu skończenia medycyny zostało jeszcze do przechodzenia dobrych kilka par tenisówek. Do płaszcza są baleriny, do kurtki militarne, do sukienki szpilki, do biegania sportowe. Jasne, ciemne, w paski, bez nich, sznurowane i wkładane.

Kopciuszek miał swoje kryształowe pantofelki, Ja mam swoje buty do wspinaczki!


♥♥♥

piątek, 17 lutego 2012

Memory jelly.

Jak zajeżdżam do Łodzi to odkrywam nagle ile czasu minęło już od kiedy się wyprowadziłam.
Spakowałam swoje gówniarskie życie i au revoir.

- Mamo, Tato planuję studia na Ujocie. To znaczy w Krakowie, a to daleko całkiem jest...
- Uhm, aham, tak, tak.

- Mamo, Tato dostałam się na Ujot. Wyprowadzam się.
- O matkooo boskoo, że co? Że jak? Dlaczego? My nic o tych planach nie wiemy!

Dokładnie tak było :)
21 pudeł, gitara i kwiat Lucjan wyprowadzili się razem ze mną.
Jak wyjeżdżałam miałam 19 lat i Mama złościła się gdy wracałam późno.
Miesiąc później dostała zakaz dzwonienia codziennie i proszenia bym wróciła.
Teraz daje do zrozumienia, że chciałaby zostać babcią i szykuje już posag ślubny.
Raaaany! Przecież się aż tak nie postarzałam, minęło zaledwie kilka lat!

W tym Łódzkim ferworze odnalazłam świetne zdjęcie. A. najechała Kraków i na fali  swojej pasji fotografowania rzeczy szczególnie nienadających się do tego powstało milion zdjęć.
Przedstawiam: 'Ja, Lucjan w tle i Yellow Jelly', dzięki A. jesteś niezastąpionym fotografem!


Smacznego!


poniedziałek, 6 lutego 2012

Piękna i... Piękniejsza.

Ponoć liczy się wnętrze.
Materialna powłoka jest zbędna, bo w duszy kryje się to co najważniejsze. 
Bla bla bla, szkoda tylko, że na co dzień spotykamy się z  zupełnie odwrotnym podejściem. Mnie na przykład pacjenci często uważnie wpatrują się w twarz by chwilę później krzyknąć 'och! jakie wielkie oczy!'

- Powinna Pani skoczyć na medycynę i się przekwalifikować. Koniecznie!
- Doprawdy? Tak Pani uważa?
- Ależ tak, absolutnie, będziesz kochaniutka świetnym lekarzem.
- Hmm, czemu tak Pani sądzi?
- No... moja droga, wyglądasz jak lekarz, taka drobna i ładniusia!
- Uhm... rozumiem :D (argument nie do przebicia)


Seseseseeeee, i tak Jej nie uświadamiałam, że mam zamiar skoczyć na medycynę
i to nie szczególnie z powodu który podała jako 'oczywisty' ;)

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Poczucie koherencji ważna sprawa.

Na pierwszym roku dotknął nas zaszczyt chodzenia na niebywale durne zajęcia.
Zarówno wykłady jak i ćwiczenia prowadziła wieczna pani Magister H.
Legendarna Promocja Zdrowia, na pewno nie dbała o zdrowie psychiczne uczęszczających na nią studentów. Podobno jeden szczęśliwiec zaliczał owy shit 9 razy (!) Ale nie o tym.
Na Promocji Zdrowia poznaliśmy postać niejakiego Aarona Antonovskyego, przez którego nieprzespane noce w poczuciu braku koherencji nabrały realnego wymiaru. Dzięki Aaron!

Dziś jesteśmy na trzecim roku i wszyscy szaleńczą starają się stworzyć coś, co funkcjonuje pod szumną nazwą Pracy Licencjackiej. Koleżanka miała dumną wizję 'Dowiem się jak to jest z satysfakcją studentów którzy zaczynają i kończą nasz kierunek' Pomyślała, stworzyła ankietę, rzuciła nam w twarz i mówi 'twórzcie!' No to tworzymy!

-Czy jesteś zadowolony z kierunku który wybrałeś?
-Nieeee!
-Czy wybrałbyś go ponownie?
-Nieeee!
-Czy planujesz wybrać się na studia uzupełniające?
-Nieeee!
-Czy planujesz pracować w zawodzie?
-Nieeee!
-Jeśli na któreś z powyższych odpowiedziałeś 'nie', uzasadnij.
-Jestem rozczarowana kierunkiem, trybem nauki, możliwościami które niesie ukończenie studiów i perspektywami na podjęcia pracy w zawodzie. Nie wybieram się na nic więcej z tym związane. Zmieniam kierunek. Amen!

Rany! Ile ja bym dała, żeby zobaczyć jej minę jak to przeczyta :D
Od dawna nie sprawiło mi tyle radochy powiedzieć głośno, ze nie będę tego robić!
Dzięki temu wiem, że moje poczucie koherencji wzrosło.

wtorek, 24 stycznia 2012

Keep smiling!

Pamiętam, jak za czasów zamierzchłej młodzieńczości posiadałam niebywałe wręcz pokłady pozytywnych myśli. Postanowiłam je nawet przekazać światu poprzez umazanie moich tenisówek peace'owskimi hasłami.
Najlepszy był chyba: 'kimkolwiek jesteś, kocham Cie!' Komentarz zbędny ;)
Alleluja, że mi to nie zostało!

Jednak czasami podgryza mnie wrażenie, że moja pisowska dusza;
ratująca z zacięciem gołąbki, kotki, pieski, facetów małych i dużych, dziewczyny miłe i wredne,  tęskniąca do murzynków potrzebuje się pozytywnie wyżyć.
Ponieważ mamy sesję i do obowiązkowych rzeczy w tym czasie rzeczy należy robienie wszystkiego (!) oprócz nauki, postanowiłam wprowadzić new look in my life.


Zatem peace ludzie i do nauki! ;)

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Muuuu...

Czasami zachowuję się jak krowa.
Podobno krowa ma dwa żołądki, ja w takim chwilach mam dwie paszcze.
Obie uzbrojone po zęby argumentami z kosmosu, mina wyrażająca focha,
w oczach wściekła furia i chuj wie o co mi chodzi.

Czasami zachowuje się jak krowa.
Bezmyślnie, byle było mi wygodnie, bezsensu i konkretnego powodu.
Potem żałuję, ale moje 'krowowanie' (dzięki E. za świetną nazwę)  jest jakby we krwi.

Czasami zachowuje się jak krowa.

Muuuuu...

niedziela, 22 stycznia 2012

Climbing!

Prawa noga tam gdzie łokieć, a lewa tam gdzie głowa,
lewa ręka 3 metry do góry, a prawą zaklaszcz na plecach.
Tak, jasne, umiem to wszystko od razu!
- "Nie widziałam nawet, że umiem zrobić taki szpaaaagat'
- wypowiedziane kilkanaście  metrów nad ziemią,
w rozkroku którego nie powstydziłaby się najlepsza książka z Kamasutrą.

Czy to samolot? Czy to ptak? Czy to superman?
Nie, to Ja skacząca po ściance! Wspinaczko czy wyjdziesz za mnie?!

niedziela, 8 stycznia 2012

Operacja na otwartym sercu.

Skalpel poproszę, ssanie... ucisk, ssanie... więcej ssania...
pacjent krwawi (!), chusty, więcej chust... szybciej, szybciej, więcej, prędzej.
Doktorze tracimy go! Defibrylacja... raz... dwa... trzy... wszyscy odsunąć się,
ładujemy do 200! Trach! Jeszcze raz, szybciej! Do 300! Mamy go...
Skalpel poproszę...

Pacjent przeżył, serce uratowane, za nami trudna operacja.


Z oficjalną dedykacją dla E. ;)