środa, 23 maja 2012

Chirurgio...

... Ile Cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
komu daleko do egzaminu!

Nie wiem kto kogo bardziej dzisiaj męczy, ja chirurgię, czy ona mnie.
Książki z listy podstawowych skutecznie zastąpiłyby broń masowego rażenia na wypadek wojny, a w codziennym życiu śmiało można nimi komuś łeb urwać.
Na początku nauki wierzyłam, że Wielka Miłość do tego przedmiotu zapewni mi skutecznie zaliczenie. Przecież to miłość doskonała - myślałam. Czysta, szczera i oddana.
Takiego! Moja ukochana dała się poznać z najgorszej strony (łącznie z urazami odbytu) i dzień przed egzaminem sieje wizję zgrozy i II terminu. Rumieńców sprawie dodają mroczne testy, które wędrują po roku, nikt nie wie skąd się wzięły i dla kogo je pisali, tak oto wieczór urozmaicały mi zagadki typu:


U chorego z zażółconymi powłokami stwierdzono stężenie bilirubiny 21 mg%, hemoglobinę 8,5 g% oraz wydłużony czas kefalinowo-kaolinowy. W badaniu przedmiotowym stwierdzono wyczuwalny, niebolesny guz w rzucie pęcherzyka żółciowego. Należy myśleć przede wszystkim o:

a. kamicy pęcherzyka żółciowego

b. raku ogona trzustki

c. raku dwunastnicy

d. raku głowy trzustki

e. ostrym zapaleniu trzustki 

Nadal jednak wierzę w wielką miłość do chirurgii (i zaliczenie z egzaminu), inaczej przyjdzie mi zostać medyczną singielką. ;) Jeszcze tylko powtórka do zajęć z anestezjologii na jutrzejszy blok i au revoir, niezmienna tradycja snu od 3.00 nie zostanie zburzona. Tak się przed końcem tych studiów motam, kochać je czy nienawidzić?  ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz