czwartek, 8 marca 2012

Free day.

Dzisiaj wolne od szpitala. Telefon nie darł mordy o 5.30, nie było jazdy autobusem pełnym sennych widm. Zegar biologiczny co prawda nie pozwolił pospać dłużej niż do 7.30, ale niezawodne 'poduszka na głowę i jedziesz' dało przeciągniecie drzemania o godzinę.

Kot wskoczył na łóżko, sprzedał M. liza w nos i z donośnym miaaaau oświadczył, że czas rozpocząć dzień.

Ja: On codziennie Cię tak budzi?
M: Tak, to znaczy, że czas wstawać.

Fiu, fiu, niezłe rzeczy mnie omijają każdego dnia - myślę. Siadam na łóżku z fryzurą błagającą o przyjaźń z grzebieniem i zamieniam się w obserwatora.
M. w gaciach z supermenem maszeruje do komputera i włącza... jazz?
Przecieram oczy ze zdumienia, kot siada przy klawiaturze i z radosnym mrrrr, oświadcza, że wybór padł na niezły kawałek. Czy ja na pewno dalej nie śpię?

M. zaczyna podśpiewywać, a kot biega jak szalony. Godzina 9.00 na zegarze.
O tej porze, w normalny dzień jestem na nogach już od prawie 4 godzin i zbliża się czas na przerwę. Pacjenci wykąpani, przebrani, łóżka prześcielone, leki, iniekcje i inhalacje podane, wszyscy po śniadaniu. 9.00 to godzina chwilowego oddechu, tymczasem u mnie w domu 9.00 to czas radosnego jazzu i machaniem tyłkiem.

Rany, trafiłam na prawdziwe kawalerski dzień, w moim własnym domu!
Niesamowite. Dobrze tak czasem mieć wolne w środku tygodnia. ;)

wtorek, 6 marca 2012

Rejtan pieprzony.

Wczoraj wieczorem.
- Ta kobieta to uważa chyba, że wstaniesz jutro przed 7 i będziesz się uczyć na jej durne dwudniowe zajęcia.
- Tak chyba uważa, no cóż to będzie niechybnie zaskoczona, mam to w dupie! (wypowiedziane niczym Rejtan rozdzierający swe szaty)

Dzisiaj, 7 rano.
Biiip... biiiip... biiiip...
M: Co Ty robisz?! Masz dzisiaj popołudniówkę!
K: Tak, ale muszę się jednak CZEGOŚ nauczyć.

Kurwa mać i gdzie ten Rejtan, co?