poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Too much?

Większość z tak zwanych 'spektakularnych pacjentów' we wszystkich innych miejsca została zakwalifikowana do amputacji. Ludzie z którymi pracuję zmieniają te kwalifikacje i dają im dalsze względnie normalne życie.
Statystyki brzmią jednoznacznie: od czasu założenia Gabinetu nie amputowali nikomu nogi. Niestety każdy z nas wie, że ten stan nie będzie trwał w nieskończoność.
Podarowane dzisiaj 'drugie życie' nie będzie trwać wiecznie i wtedy zdarzy się czas kiedy w ciągu miesiąca amputują 3 kończyny dolne i poważnie zwątpią.
Wiemy o tym już dzisiaj, często o tym rozmawiamy i czekamy.

Pacjenci nie słuchają, chociaż te perspektywy nigdy nie są przed nimi ukrywane.
My przy każdej wizycie dokładamy wszelkich starań by ten czas oddalić, ale to my (póki co na pewno nie ja) okazaliśmy się tymi którzy ochronili ich od kalectwa.
Teraz powstają ogromne wymagania i oczekiwania by ten stan utrzymać. 
Nie uda się, będzie żal i zawód. 
Bo było dobrze, więc czemu nie można tego stanu zatrzymać na zawsze?

Czy można się starać za bardzo?
Można się po prostu starać, wtedy na pewno smak porażki gorzej smakuje, 
ale ja nie lubię słodkiego...


 

czwartek, 9 sierpnia 2012

Seven days.

Po pierwszym tygodniu pracy stwierdzam, że chcę więcej i więcej.
Za mną już pierwsze oficjalne dezaprobato-zdziwienie pacjentów.

Pacjent: Pani tutaj odbywa praktyki, tak?
Ja: Nie proszę pana, ja tutaj pracuję.
P: Jak to?! Niemożliwe. Ile pani ma lat? Pani jakieś studia skończyła w ogóle?
Ja: Skończyłam pielęgniarstwo ma Collegium Medicum, obroniłam się miesiąc temu.
P: To pielęgniarstwo jest kierunkiem na studiach? Coś takiego...

Codziennie coś mnie zaskoczy, codziennie widzę jak ogromnie dużo muszę się nauczyć.
Codziennie jest mi wstyd - przed samą sobą - że studia nas do niczego nie przygotowały.
Codziennie tego nie rozumiem. Chirurg wyjeżdża na urlop. Wtedy nadrobię wszelkie zaległości z klinicznych i anatomicznych zagadnień, chociaż już wiem, że wystarczy jeden dzień w pracy by powstały nowe.


Chirurg do Pacjenta: Widzi Pan, nowy narybek sobie szkolę.
Pacjent: No widzę, widzę właśnie. A to jest narybek natury pielęgniarskiego czy eee... konowalskiej?
Chirurg: Dobre pytanie. K. jest jak... hybryda!

Bo kim jest pielęgniarka poprawiająca maturę by iść na medycynę?


Hybryda.

niedziela, 5 sierpnia 2012

Uzależnienia.


Ostatnio z wielką 'ambicją' postanowiłam nauczyć się palić papierosy.
W końcu w życiu wszystkiego spróbować trzeba. 'Wciąga się tak? A wypuszcza tak?"
Aha, świetnie, czuję tylko, że szybciej szła mi nauka zakładania venflonów niż to.
Jeśli mam przy tym stale wyglądać jak idiotka która nie wie jak trzymać papierosa w ustach, to dzięki.
- K. naucz się w końcu pić kawę.
Nie. Przez całe studia nie wypiłam ani kubka, tak ma zostać. Od stycznia wielkim uzależnieniem była wspinaczka, ale teraz jest na nią przymusowa przerwa.

Więc idę do pracy, otwieram Gabinet garścią kolorowych kluczy - ten to Blue Mountain, a ten Green Forest, jest jeszcze Yellow Submarine i Purple coś tam.
Pudełko z gipsem - z najmodniejszym w tym sezonie różem. Szafa z milionem nowoczesnych opatrunków, cała półka do kompresjoterapii, bandaże, pęsety, skalpele. Wszystko ma nazwę co najmniej jak z japońskiego. Jak dla mnie póki co to 'no wiesz, to przypomina plaster miodu' 'tamto przypominało wełnę do ocieplania budynków' 'a ten bandaż milszy niż skarpeta!' W tydzień pracy widziałam więcej niż na całych studiach.
Wisienką na torcie sobotniej pracy było wycinanie martwicy aż do ukazania się ścięgien.
Obstawiam, że nie zapomnę tego widoku do końca życia.

Chirurg: K. jest problem...
Ja: Oho, jednak mnie zwolnią. Wiedziałam, że praca jak z bajki nie potrwa za długo.

Ch: Bo Ty za młodo wyglądasz. Jak dla mnie wszystko super, tylko w tym swoim chirurgicznym fartuszku (podwójne XS, w którym wyglądam jak w piżamie) i tenisówkach wyglądasz co najwyżej jak 17 latka!
Ja: Doktor! Niezły komplement Ci się udał ;)
Ch: Komplementy, komplementami, ale musisz sobie kupić fartuch 'starej pielęgniary' to Cię postarzy.
Ja: O nie ma mowy!



Także jutro idę zakupić nowe image. Tylko co ja mam kupić?!
Mam swoje uzależnienie - pracę.

środa, 1 sierpnia 2012

Upgrade.


Z wielkim hukiem wlazłam w tak zwane 'dorosłe życie'. To ponoć ten moment kiedy po studiach (jakimś cudem) znajdujesz pracę i masz zamiar z niej wyżyć. No, dość ambitny plan patrząc na wysokość średniej krajowej, ale studencki żołądek wytrzyma każdą dietę.
Lecę, pędzę, zapierdalam - w końcu to pierwszy dzień w pracy, niewiele brakuje a coś rozjedzie mnie na skrzyżowaniu i nawet do niej nie dotrę.

Ja: Profesjonalnie wyglądam?
Chirurg: Oprócz tego, że jesteś jedyną osobą na świecie która pracuje ze mną w tenisówkach to absolutnie tak.
W takim razie Show Must Go One! Wołam pacjentów.

Pacjent: O! Doktorze, nic doktor nie mówił, że szuka kogoś do pracy, cóż to za zmiany w składzie?
Chirurg: Nie szukałem, sama się znalazła. K. jest jak nowszą wersja Windowsa, a każdy wie, że nowsze jest lepsze.

Czuję, że póki co to bardziej jak wersja demo, ale może nie było tak źle.
Wracam do domu, kot opiernicza mnie od wejścia - 'gdzieś Ty była? No gdzie kolacja?' - mówią jego oczy. Na zegarze po 23. Gdzie mój kalendarz z pracą domową na dziś?
Gruntowna (!)  powtórka z anatomii kończyny dolnej (bo z tego co widzę, nic nie wiem) i opracowanie osteopatii Charcota pożegnały mnie o 2.30.
Leżę w łóżku, wędruję z jednego brzegu na drugi, za szybą nieprzyzwoicie cicho i ciemno,
a ja mam ochotę otworzyć okno i wydrzeć japę, że to był najlepszy pierwszy dzień w pracy na świecie.




Nie śpię od 7.00, nagle kocham anatomię i mam moc do przenoszenia gór.
Od dzisiaj mów mi 'Nowsza wersjo Windowsa'.