piątek, 9 listopada 2012

Cokolwiek.


Byłam w domu. Od kiedy szumnie wyleciałam z gniazda, wracam tam tylko na kilkudniowe wizyty. Tym razem była dłuższa potrzeba – tydzień łódzkiego życia, to jak tydzień w zupełnym zawieszeniu. Lubię to głównie przez wzgląd na rodzeństwo, ono nigdy na mnie nie zaczeka z pierwszym dniem w przedszkolu, z pierwszym wybitym zębem, z pierwszą wielką miłością. Przez studia w innym mieście strasznie dużo mi umknęło i ich naiwne pytania "a czemu mieszkasz tak daleko? możesz mieszkać z nami, możemy spać przecież razem"        są wyjątkowo... trudne.

Mój 5 latek: K. bo ja to się chyba zakochałem...
Ja: (czuję, że to poważna rozmowa więc 100% powagi) Naprawdę? To wspaniała wiadomość!
On: Ale wiesz co jest najlepsze? Że ona tez mnie kocha! To teraz chyba weźmiemy ślub.
Zdecydowanie ślub to świetny pomysł ;)

Wstąpił we mnie kuchenny demon, odkryłam, że dynia jest zjadliwa, tworzyłam placuszki, zupki, deserki, przekąski. Nie wiem co mi odbiło. Ja przecież NIE umiem gotować, nikt nie miał nawet co do tego wątpliwości, a tutaj proszę – ponoć zjadliwe, ponoć pyszne, ponoć robić więcej. Świat stoi na głowie. Ostatecznie i tak wolę skalpel niż kuchenną łyżkę - nie jest tak źle. 

Odkopałam wczoraj na dysku cudowny, absolutnie uroczy i urzekający film (Listy do M.)  Przez niego reszta dnia upłynęła mi na wybieraniu ozdób choinkowych – w tym roku wygrały renifery z kokardą na szyi, same czerwono-białe akcenty, wszystko drewniane żeby kot nie stłukł. Aha, i czemu ja do tej pory nie wiedziałam, że uwielbiam młodego Stuhra? ;)
Będzie fajnie, będzie pięknie. Gdzie ten śnieg?! Odbiło mi świątecznie!



Wyznaczyli mi krakowskie liceum w którym mogę poprawić maturę.Z chemią raz się lubię raz nienawidzę. Z tęsknoty wróciłam nawet do czytania notatek ze studiów, wszystko co medyczne i w zasięgu ręki nie jest bezpiecznie. Mało mam do tego cierpliwości oj mało. 

Czy wie ktoś COKOLWIEK o pacjentach? Jakichkolwiek? Tęsknię za nimi...