poniedziałek, 25 lutego 2013

Jaram się!

Jestem tylko babą, wiec zmiany nastrojów to moja pasja.
Zaraz po chirurgii, Afryce i wspinaczce. Ostatnio były dni z serii 'jest chujowo, ale stabilnie', a może nawet stabilnie nie było... ale dziś jest dobry dzień. Taki, że chce go tutaj zostawić, by każdy kto tu wlezie zabrał sobie kawałek, czy ile tam potrzebuje. Nie obiecam sobie, że już więcej takich dni nie będzie, chujowo było wczoraj i pewnie będzie pojutrze, ale dziś jest fajnie i jaram się.

Skaleczyłam się mocno i od tygodnia paraduję z plastrem w różowe kotki udające doktorów - zajebiste naprawdę (nie żebym była jakąś super fanką różowego, Boże broń, ale plaster fajny, Ikea poleca). Na dodatek znalazłam COŚ co makes me happy i rozdaję to wszystkim. Naczytałam się już tyle książek i artykułów o Lekarzach bez Granic, misjach i wolontariatach zagranicznych, że albo zacznę pisać własne, albo nie mam co czytać. I oto z nieba, a w sumie z Afganistanu spada mi spotkanie z doktorem Stanisławem Górskim. Pójdę i będę się jarać!

Ale to nie koniec, po tygodniach konwulsji nad arkuszem maturalnym z chemii dzisiaj dał się zaliczyć na upragnione 84%.  A ok. 84% tu, 87% tam, to jest TO.


Zostało jeszcze 79 dni do matury, jaram się!

czwartek, 21 lutego 2013

Jak Yoko Ono bez Lenona.

Od wielu tygodni dopingowałam pewnego chłopaka. Nie znam go, znalazł się w moim życiu zupełnie przypadkowo. Kiedy zarejestrowałam się jako dawca szpiku polubiłam na fejbsuku wiele fundacji o tej tematyce, na jednej z nich znalazłam Nikodema. Zdiagnozowali u niego ostrą białaczkę szpikową, w październiku przeszedł przeszczep, wielu ludzi mu gorąco kibicowało - w tym ja. Od kilku tygodni był w śpiączce, z grzybiczym zapaleniem mózgu, tydzień temu dołączyło się zapalenie płuc. Miał 20 lat, 15 godzin temu napisali, że umarł...
Nigdy bym go nie poznała,ale codziennie zaczynałam dzień od przeczytania wiadomości czy jego stan zdrowia się polepszył, jeśli tak było tak płynnie nasuwała się myśl 'to będzie dobry dzień'. Trzeba chwytać się 'małych dobrych'.

Ludzie umierają, a ja przejmuję się niczym...

Stoję w miejscu, kalendarz zrzuca kartki, a mnie się zdaję, że zupełnie mnie to nie dotyczy. Czuję się jak skończony rozdział, jak Yoko Ono bez Lenona, jak ja... bez sensu. Nie chcę o tym gadać, a o niczym innym nie potrafię.

Strasznie dawno pierwszy raz coś tutaj napisałam, wtedy też był 'koniec świata'.
Jak łatwo jest przestawiać terminy końca świata.
Czy istnieje coś, co rzeczywiście skończy Nasz/mój/Twój świat?