środa, 1 sierpnia 2012

Upgrade.


Z wielkim hukiem wlazłam w tak zwane 'dorosłe życie'. To ponoć ten moment kiedy po studiach (jakimś cudem) znajdujesz pracę i masz zamiar z niej wyżyć. No, dość ambitny plan patrząc na wysokość średniej krajowej, ale studencki żołądek wytrzyma każdą dietę.
Lecę, pędzę, zapierdalam - w końcu to pierwszy dzień w pracy, niewiele brakuje a coś rozjedzie mnie na skrzyżowaniu i nawet do niej nie dotrę.

Ja: Profesjonalnie wyglądam?
Chirurg: Oprócz tego, że jesteś jedyną osobą na świecie która pracuje ze mną w tenisówkach to absolutnie tak.
W takim razie Show Must Go One! Wołam pacjentów.

Pacjent: O! Doktorze, nic doktor nie mówił, że szuka kogoś do pracy, cóż to za zmiany w składzie?
Chirurg: Nie szukałem, sama się znalazła. K. jest jak nowszą wersja Windowsa, a każdy wie, że nowsze jest lepsze.

Czuję, że póki co to bardziej jak wersja demo, ale może nie było tak źle.
Wracam do domu, kot opiernicza mnie od wejścia - 'gdzieś Ty była? No gdzie kolacja?' - mówią jego oczy. Na zegarze po 23. Gdzie mój kalendarz z pracą domową na dziś?
Gruntowna (!)  powtórka z anatomii kończyny dolnej (bo z tego co widzę, nic nie wiem) i opracowanie osteopatii Charcota pożegnały mnie o 2.30.
Leżę w łóżku, wędruję z jednego brzegu na drugi, za szybą nieprzyzwoicie cicho i ciemno,
a ja mam ochotę otworzyć okno i wydrzeć japę, że to był najlepszy pierwszy dzień w pracy na świecie.




Nie śpię od 7.00, nagle kocham anatomię i mam moc do przenoszenia gór.
Od dzisiaj mów mi 'Nowsza wersjo Windowsa'.


3 komentarze:

  1. Nowa, świeża krew w zespole lekarzy zawsze jest lepsza, trochę ożywia atmosferę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tenisówki i mina 'nie wiem gdzie co leży, bo jestem tutaj pierwszy dzień' stanowczo ożywia atmosferę w pracy ;)

      Usuń