Od wielu tygodni dopingowałam
pewnego chłopaka. Nie znam go, znalazł się w moim życiu zupełnie
przypadkowo. Kiedy zarejestrowałam się jako dawca szpiku polubiłam
na fejbsuku wiele fundacji o tej tematyce, na jednej z nich znalazłam
Nikodema. Zdiagnozowali u niego ostrą białaczkę szpikową, w
październiku przeszedł przeszczep, wielu ludzi mu gorąco
kibicowało - w tym ja. Od kilku tygodni był w śpiączce, z
grzybiczym zapaleniem mózgu, tydzień temu dołączyło się
zapalenie płuc. Miał 20 lat, 15 godzin temu napisali, że umarł...
Nigdy bym go nie poznała,ale
codziennie zaczynałam dzień od przeczytania wiadomości czy jego
stan zdrowia się polepszył, jeśli tak było tak płynnie nasuwała
się myśl 'to będzie dobry dzień'. Trzeba chwytać się 'małych
dobrych'.
Ludzie umierają, a ja przejmuję się niczym...
Stoję w miejscu, kalendarz zrzuca
kartki, a mnie się zdaję, że zupełnie mnie to nie dotyczy. Czuję
się jak skończony rozdział, jak Yoko Ono bez Lenona, jak ja... bez
sensu. Nie chcę o tym gadać, a o niczym innym nie potrafię.
Strasznie dawno pierwszy raz coś tutaj
napisałam, wtedy też był 'koniec świata'.
Jak łatwo jest przestawiać terminy
końca świata.
Czy istnieje coś, co rzeczywiście
skończy Nasz/mój/Twój świat?
chyba obie mamy bardzo zły dzień.
OdpowiedzUsuńChyba obie mamy bardzo kiepski czas... Ale Ty jesteś Królowa, dasz radę.
UsuńTwoja piosenka, po prostu miażdży.
zawsze wolałam tę oryginalną wersję, nine inch nails, ale ostatnio zaczynam doceniać johnego. ten sam tekst, a śpiewają kompletnie o czymś innym, to jest w tej piosence najbardziej niesamowite.
Usuńi cieszę się, że znalazł się ktoś, komu też się spodobała. bo faktycznie jest genialna ;)