czwartek, 21 lutego 2013

Jak Yoko Ono bez Lenona.

Od wielu tygodni dopingowałam pewnego chłopaka. Nie znam go, znalazł się w moim życiu zupełnie przypadkowo. Kiedy zarejestrowałam się jako dawca szpiku polubiłam na fejbsuku wiele fundacji o tej tematyce, na jednej z nich znalazłam Nikodema. Zdiagnozowali u niego ostrą białaczkę szpikową, w październiku przeszedł przeszczep, wielu ludzi mu gorąco kibicowało - w tym ja. Od kilku tygodni był w śpiączce, z grzybiczym zapaleniem mózgu, tydzień temu dołączyło się zapalenie płuc. Miał 20 lat, 15 godzin temu napisali, że umarł...
Nigdy bym go nie poznała,ale codziennie zaczynałam dzień od przeczytania wiadomości czy jego stan zdrowia się polepszył, jeśli tak było tak płynnie nasuwała się myśl 'to będzie dobry dzień'. Trzeba chwytać się 'małych dobrych'.

Ludzie umierają, a ja przejmuję się niczym...

Stoję w miejscu, kalendarz zrzuca kartki, a mnie się zdaję, że zupełnie mnie to nie dotyczy. Czuję się jak skończony rozdział, jak Yoko Ono bez Lenona, jak ja... bez sensu. Nie chcę o tym gadać, a o niczym innym nie potrafię.

Strasznie dawno pierwszy raz coś tutaj napisałam, wtedy też był 'koniec świata'.
Jak łatwo jest przestawiać terminy końca świata.
Czy istnieje coś, co rzeczywiście skończy Nasz/mój/Twój świat?


3 komentarze:

  1. chyba obie mamy bardzo zły dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba obie mamy bardzo kiepski czas... Ale Ty jesteś Królowa, dasz radę.

      Twoja piosenka, po prostu miażdży.

      Usuń
    2. zawsze wolałam tę oryginalną wersję, nine inch nails, ale ostatnio zaczynam doceniać johnego. ten sam tekst, a śpiewają kompletnie o czymś innym, to jest w tej piosence najbardziej niesamowite.

      i cieszę się, że znalazł się ktoś, komu też się spodobała. bo faktycznie jest genialna ;)

      Usuń